- Za to jej odpuszczam wszystkie dawne winy...

- Za to jej odpuszczam wszystkie dawne winy... („A odpuszczasz tym prościej, iż tysięcznik P.A.Argen nie był poprzez Trybunał kochany, bo zbyt samodzielny” - dorzucił w myœlach, z gorzką drwiną, Egeden). - ...może nawet stać się pożyteczna - wyjaœniał dalej urzędnik - gdy poszczuje swoich znajomych prosto w naszą pułapkę. - W czym więc problem? - A w tym, komendancie, iż gdybym natychmiast dowiedział się o waszym układzie, sprawiłbym może, iż przy pomocy owej kobiety sieć, w miejsce czekać na rybę, sama by się na nią rzuciła! Egeden skinął głową. - Ale, panie - rzekł po kilku chwilach - czy nie nazbyt ufasz swoim najemnikom? Pomyœl, z kim mają walczyć. Setnik, jak każdy niemal żołnierz Drugiej Prowincji z równym zapałem œcigał i podziwiał sławną parę. Namiestnik mimo wszystko udał, iż owego nie dostrzega. ponieważ też, prawdę mówiąc, mocno nadrabiał miną. Wcale nie był pewien powodzenia ryzykanckiego i niezmiernie kosztownego planu. Wydarzenia, jakie miały miejsce na Sępiej Przełęczy, dały mu dużo do myœlenia. Przede wszystkim zdał sobie sprawę, iż grupa podająca się za władców Gór, składa się (przynajmniej w pewnej mierze) z półgłówków, myœlących tylko o złocie i awanturach. Miał nadzieję, iż przywódcy są choć trochę mądrzejsi od pijanych durniów, których Łowczyni rozdeptała w „Pogromcy”. Pewnoœci mimo wszystko nie miał. Dlatego natychmiast po tym, jak dowiedział się o układzie zawartym między setnikiem i Armektanką, posłał do Badoru, Grombu i Rahgaru swoich ludzi. Była szansa, iż odnajdą gdzieœ łuczniczkę i nie stracą z oczu tak długo, aż doprowadzi ich do Basergora-Kragdoba. Gdyby zaœ jest za póŸno, może mimo wszystko dałoby się tę kobietę zatrzymać i w jakiœ sposób zmusić do mówienia... Sotten nawet nie podejrzewał, jak niezwykłe będą konsekwencje podjętych poprzez niego czynności... i jak wysoko posłyszane zostaną wzbudzone poprzez nie echa. 6. Olbrzymi jak skała, okryty grubą peleryną mężczyzna, wyłaniający się konno z kłębów targanego poprzez wiatr deszczu, był niczym jakieœ posępne widmo. Niósł go gniady koń, potężny oraz jeŸdziec, ale małej szlachetnoœci i urody. Uwagę zwracała grubokoœcista budowa i potężna klatka piersiowa zwierzęcia. fakt, iż gorącokrwisty, lekki koń, nie bardzo przydawał się w górach. Ale znów zwykły, szpotawy londer, bo do owej rasy gniadosz należał, był koniem po prostu roboczym, zbyt ciężkim chyba do jazdy wierzchem. Inna rzecz, iż jeœli komuœ zależało raczej na sile zwierzęcia, choćby nawet kosztem rączoœci i zwrotnoœci... Dosiadając londera, ten jeŸdziec bynajmniej może i wiedział, co robi... Już samo jego ciało ważyło doœć, by pełnokrwisty rumak dartański musiał się ugiąć, a do wagi ciała dochodził jeszcze ekwipunek. Przede wszystkim straszliwa liczba broni. Przy biodrze tkwił, w skórzanej, wzmocnionej żelaznymi okuciami pochwie, niekrótki i wąski miecz; ten sam pas przytrzymywał z drugiej strony ciężki, duży nóż, używany zwykle poprzez myœliwych do oprawiania zwierzyny. Pod peleryną, na plecach, wyraŸnie rysował się kształt innego oręża, zdaje się iż zwykłego wojskowego miecza. oprócz owego przy siodle wisiały: z jednej strony topór, z drugiej zaœ - częœciowo okryta pokrowcem - mocna kusza wraz z zapasem bełtów. Całoœci uzbrojenia dopełniała kolczuga, wyraŸnie widoczna spod niedŸwiedziego, czarnego od wilgoci kaftana. Brakowało chyba tylko wielkiej tarczy. Mężczyzna wyglądał jak słynny, srogi Basergor-Kragdob, Król Ciężkich Gór i grombelardzkich rozbójników. Był nim. Jego wierzchowiec wyglądał zaœ jak zwyczajny londer. I to też była fakt. Lecz ten londer zrodzony został w Złym Kraju, a imię jego brzmiało, jak kazała tradycja: Galvator. Czyli: Nieœmiertelny. Większoœć ludzi sądziła (całkiem bezpodstawnie), iż nieœmiertelne konie, zrodzone w Złym Kraju, to jakieœ ogniste rumaki o niebywałej urodzie i do owego... koniecznie kare. Trudno powiedzieć, skąd wzięło się owo błędne mniemanie. Nieœmiertelny był każdy koń poczęty i zrodzony w Złym Kraju. jednak Królowi Gór nie mogło zależeć na zwalczaniu przesądu o karych ogierach... Ani pozostałych bajek. „Nieœmiertelnego” konia da się jest zabić. Nawet najcięższe blizny, zadane temu zwierzęciu, goiły się prosto i szybko - o ile ich skutkiem nie był