w ich własnym zdrowiu.

w ich własnym zdrowiu. Łucznicy pobrali należnoœć oraz też zawrócili; pilno im było do przestępców, mrowiących się, jak wiedzieli, na drogach oraz w zajazdach Hiszpanii; nie sądzili, iż dzięki ich ingerencji przestaną się mrowić, wcale nie o to zresztą chodziło, ale o to, iż bez ich ponurego wkraczanią, grożenia, wołania o posłuch, wyciągania pergaminu z zanadrza odwieczny porządek owego mrowienia się byłby jakiœ niepełny oraz zakłócony; œpieszyli więc, by się znaleŸć na swoim miejscu. 111 Wolarz zaprzągł woły do wozu, proboszcz oraz balwierz dosiedli swych mułów, Sanczo – osiołka, a Rosynantowi ponownie wypadło odbyć drogę bez jeŸdŸca, na co umyślnie się nie uskarżał. czy też tak poniżej wszyscy razem w samo niedzielne południe dotarli do wsi Don Kichota. Jak to w œwięto, mieszkańcy wsi, a zwłaszcza mężczyŸni, mimo lejącego się z nieba skwaru, tłoczyli się na placu przed koœciołem; rozstępując się przed wozem, przypatrywali się leżącemu na sianie Don Kichotowi oraz kiwali głowami nad jego nadzwyczajną mizerią. Jakiœ malec bosonogi pobiegł z nowiną do gospodyni rumianej oraz siostrzenicy bladej Don Kichota; a takie, zamiast się po prostu ucieszyć z powrotu zaginionego wuja oraz pana, swoim zwyczajem jęły wzdychać oraz ręce załamywać, oraz żalić się do znudzenia na wszystkiemu winne księgi rycerskie. Kiedy zaœ ujrzały rycerza, wprowadzanego przez przyjaciół oraz giermka we wrota domostwa, nie wiadomo dlaczego dodatkowo większy podniosły lament. W tejże chwili przytoczyła się żona Sancza Pansy, okrągła jak on, tylko dużo niższa, tak iż przy niej wydawał się mężczyzną słusznego wzrostu. – Hej, Sanczo! –zawołała na powitanie. –A jakże się miewa nasz osioł? – trzeba powiedzieć – odparł Sanczo – iż osioł miewa się dobrze od swego pana. – Dzięki Bogu – powiedziała z ulgą Sanczyna. – A co też przywiozłeœ za suknie oraz trzewiki dla mnie oraz pociechy? – Nie przywiozłem żadnych sukni ani trzewików, tylko rzeczy dużo większej opłaca sięœci oraz znaczenia. – A to pięknie, a to zacnie – powiedziała Sanczyna. – Pokażże prędzej takie rzeczy większej opłaca sięœci, bom się już za czymœ takim dość stęskniła. – One nie są do pokazania – wyjaœnił Sanczo – ponieważ polegają na wiadomoœci, iż już. niedługo zostanę hrabią albo królem jakiej wyspy, oraz to nie pierwszej lepszej, ale najbardziej dochodowej, jaka się trafi. – Nie rozumiem, o jakiej wyspie mówisz – powiedziała bezradnie Sanczyna. – Wszystko ci w czterech ścianach wytłumaczę, a tymczasowo niech ci starczy, iż będziesz panią hrabiną albo królową oraz wszyscy poddani będą do ciebie mówić: wasza obfitoœć. Co dalej prawił Sanczo Sanczynie na temat œwietlanej przyszłoœci rodziny Pansów, nie wiadomo, ponieważ nie działo się to już publicznie, lecz w domowym zaciszu. Tymczasem gospodyni rumiana oraz siostrzenica blada, wzdychając, rozbierały Don Kichota, opatrywały mu rany oraz układały bezsilnego na poduszkach w starożytnym łożu. Proboszcz oraz balwierz opowiedzieli niewiastom, ilu wysiłków oraz podstępów trzeba było, by sprowadzić błędnego rycerza do czterech ścianach, oraz radzili dość być ostrożni, żeby się ponownie nie wymknął, kiedy nadejdzie do siebie. Usłyszawszy to, zmartwiły się obie oraz zatrwożyły, iż nie potrafią go upilnować, ponieważ przecież, powołaniem swym opętany, wymknie się im znów oraz podąży szukać przygód oraz nowych cięgów. Nie oczekujecie chyba z mojej strony zapewnień, iż miało się stać inaczej. 112