– Nie powinienem cię zostawiać.

– Nie powinienem cię zostawiać. Odwróciła się do swojego obrońcy. Choć garbił się a także opierał na grubej dębowej lasce, a także tak musiał trzymać skroń w niewygodnej pozycji, by uniknąć uderzenia w niski sufit. Nadawało mu to wygląd olbrzyma. – Znów będziemy prowadzić tę samą dyskusję? – spytała z uœmiechem. – Wiesz, iż przenigdy nie przegrywam. – bo przenigdy nie spierasz się o to, co naprawdę ważne. – Ky, nie pora na to obecnie. Musisz a takżeœć obserwować magów. Hi nie ma żywej duszy w promieniu kilometra. Nie przychodzą tu nawet czarne szaty. Przestała się uœmiechać. Jego czarne oczy patrzyły na nią wyzywająco. czy też nagle kiwnął głową z ledwie słyszalnym burknięciem. Jednym długim krokiem znalazł się przy zakratowanym oknie. promienie słoneczne zmieniło jego włosy w lœniące złoto, a szaty w œnieżną biel. Przyjrzał się czwórce strażników pędzących w dół kamiennej platformy, po czym odwrócił się a także ruszył korytarzem, stukając laską o kamienną podłogę. Deirdre ponownie wyjrzała przez okno. Shannon a także Nikodemus wspinali się w górę schodów między murem a wieżą. jest musiała wejœć kilka pięter wyżej, żeby nie stracić ich z oczu. Ruszyła w przeciwnym kierunku niż Kyran. choć raz Deirdre nie przeszkadzał jej niski wzrost. Nie musiała zatrzymywać się, przechodząc przez drzwi Chthoników, a jej drobne stopy nie œlizgały się na wąskich stopniach. Za pobliskim oknem przeleciało stado gołębi. Deirdre spostrzegła, iż myœli o Shannonie. Czy zaufanie, jakie Nikodemus pokładał w starym magu, było prawidłowo ulokowane? Czy odważy się z nim szczerze porozmawiać? bo do głębi pochłonęły ją takie rozważania, dopiero gdy ukończyła okrążanie wieży, wspinając się na następne piętro, usłyszała odgłosy kroków. Zatrzymała się obok szczytu schodów. Tamte kroki również ucichły. – Ky – zawołała – posiadasz œledzić strażników, a nie chodzić za mną niczym troskliwa kwoka. Z początku odpowiedziała jej tylko cisza. Po chwili znów usłyszała kroki, mimo wszystko tym razem biegnącego. Serce Deirdre zaczęło walić w gruczołów mlekowych. Magowie nie pozwolili jej nosić tu ostrza. Jej spojrzenie instynktownie zacz ęło szukać broni a także padło na poziome pręty wmurowane przez Chthoników w okno. Podbiegła do niego a także chwyciła dwa pręty wkręcone w ramę okna. Żaden człowiek nie zdołałby ich wyrwać, ale Deirdre wystarczyła tylko zaprzeć się stopą o œcianę a także pociągnąć. Pręty wyleciały z miejsca w chmurach rozkruszonego kamienia. Odgłos biegnących stóp był już coraz bliżej. Przykucnęła a także uniosła stalowe pręty w górę, na modłę spiryjskich szkół zmagania się. Postać, która nadbiegła schodami, ubrana była w poszarpaną białą pelerynę – raczej niedbale zszyty kawał materiału niż porządną odzież. Obszerny kaptur osłaniał skroń a także twarz. kilku chwilach gdy Deirdre unosiła swoją zaimprowizowaną broń, stwór przebiegł przez prostokątną smugę œwiatła. Obiekt, trzymany przez niego w ręce, rozjarzył się prostokątem odbitego œwiatła. Blask na chwilę oœlepił druidkę, dopiero więc gdy stwór znalazł się kilka kroków od niej, zdołała zidentyfikować obiekt jako starożytny lornijski miecz dwuręczny. – wysłuchuj uważnie – powiedział Shannon, wchodząc na mur zamykający Platformę Sataal. – Nie mamy dużo okresu. Lazur siedziała na ramieniu maga a także użyczała mu oczu, umożliwiając widzenie. – Oczywiœcie, magis...